Kiedy Polska będzie Polską?
„Jestem świadomy
swojej odpowiedzialności politycznej” – powiedział premier Petr Nenczas po
korupcyjnym skandalu jaki wybuchł u naszych południowych sąsiadów, po czym
dodał: „Żadna funkcja polityczna nie jest dożywotnia” i… zapowiedział podanie
się do dymisji. Najpierw co prawda próbował owijać w bawełnę i obracać kota
ogonem twierdząc, że żadnej winy nie ponosi, ma poparcie większości swojej
partii i „nie ma zamiaru zastanawiać się nad rezygnacją”, ale szybko zmienił
zdanie kiedy jedną z aresztowanych okazała się szefowa jego biura, Jana
Nagyova, według czeskich bulwarówek pełniąca również funkcję osobistej
kochanki.
Afera światło dzienne
ujrzała w sobotę, kiedy to ostrawski sąd wydał nakaz aresztowania pięciu
najbliższych współpracowników premiera, którym zarzuca korupcję i nadużycie
władzy – Nagyova miała „załatwić” trzem posłom do czeskiego parlamentu (Petrowi
Tluchorzowi, Ivanowi Fuksy, Markowi Sznajdrowi) intratne stanowiska w radach
nadzorczych państwowych spółek pod warunkiem, że ci zrzekną się mandatu przed
ubiegłorocznym głosowaniem nad reformą podatkową, co uchroniło rządzącą partię
przed utratą większości parlamentarnej (wymienieni deputowani byli reformie
przeciwni). Pozostali aresztowani to wymienieni już Petr Tluchorz i Ivan Fuksa,
oraz Ondrej Palenik (były szef wywiadu) i Roman Boczek (były wiceminister
rolnictwa). Na Paleniku i Nagyovej oprócz zarzutu korupcji ciąży jeszcze
oskarżenie o wykorzystanie wywiadu wojskowego do śledzenia żony premiera,
Radki, celem jej zdyskredytowania – czyli, mówiąc wprost, służby szukały na nią
haków, co zlecić miała właśnie Nagyova (stąd podejrzenie, że łączy ją z
premierem coś więcej, niż tylko praca).
Tymczasem w Polsce:
Posłanka, którą
przyłapano na wzięciu łapówy okazuje się być niewinną, bo wysoki sąd uznał, że
służby nie mogą stosować prowokacji…
Minister baluje w
drogim klubie z biznesmenami obsługującymi rządowe kontrakty…
Pani minister
defrauduje sześć milionów dofinansowując komercyjny koncert…
Rzecznik rządu
spotyka się pod śmietnikiem z właścicielem gazety, który informuje go o
zdobytych przez zatrudnionego w niej dziennikarza informacjach dla tegoż rządu
niekorzystnych, co skutkuje wywaleniem dziennikarza z roboty…
Krewni i znajomi
królika dostają posady w rządowych agencjach i państwowych spółkach…
Ministrowie i
marszałkowie przyznają sobie gigantyczne premie z publicznych pieniędzy „bo im
się należy”…
Prominentny poseł
partii rządzącej ogłasza w telewizji, że milion osób, które podpisały się pod
wnioskiem o referendum to nie naród…
Z ministerstwa
finansów wyciekają dane podatników…
Przychylne rządowi
media otrzymują od tegoż gigantyczne kontrakty reklamowe…
Służby na potęgę
inwigilują obywateli i nękają obywateli organizujących antyrządowe protesty…
Prokuratury,
skarbówki i sądy traktują ludzi, którym udało się odnieść sukces jak
potencjalnych przestępców pozbawiając ich dorobku całego życia…
Posłowie partii
opozycyjnej planują w Sejmie Rzeczypospolitej zorganizować urodzinową fetę
komunistycznemu zbrodniarzowi…
Minister w rządzie
przyjmuje patronat nad paradą dewiantów…
A premier z
uśmiechem na twarzy mówi, że nic się nie stało. Wymiar sprawiedliwości kolejno
umarza postępowania. Usłużni dziennikarze wylewają tony wazeliny
przeprowadzając wywiady z członkami rządu i oskarżają swoich mniej usłużnych
kolegów po fachu o branie kasy od partii opozycyjnej… i tak dalej, i w ten
deseń.
Ile jeszcze wody
musi upłynąć w Wiśle, Odrze i Bugu by w dużym, środkowoeuropejskim kraju
aspirującym do europejskiej elity standardy sprawowania władzy choć trochę
zbliżyły się do tych, jakie prezentuje jego mały sąsiad? Ile jeszcze czasu
minie zanim sprzedajni włodarze wszystkich szczebli, którzy swoje stanowiska
traktują jak prywatne poletka i sposób na ustawienie się wylądują tam, gdzie
ich miejsce – w mamrze? Kiedy wreszcie medialne gwiazdy, które zamiast
informować i patrzeć władzy na ręce bawią się w tejże władzy propagandystów
przestaną być autorytetami i wyroczniami? Jak długo jeszcze trwać będzie w moim
kraju dziwny ustrój, dla żartu zwany demokracją parlamentarną, a w
rzeczywistości będący hybrydą feudalizmu, oligarchii i nie do końca
ukatrupionego PeeReLu?
Podczas
jubileuszowej opolskiej gali Jan Pietrzak śpiewał: „Żeby Polska była Polską”, a
wraz z nim cały niemal amfiteatr. A ja mam ochotę zapytać: kiedy Polska będzie
Polską? Kiedy wreszcie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz